Ola obudziła się rano w świetnym nastroju.Rzadko jej się to zdarzało.Zwykle była zła na cały świat, że musi podnieść się z łóżka.Dziś było odwrotnie.Z ochotą zeszła do jadalni, gdzie czekała już na nią babcia i jej brat.
-Witaj kochana-babcia Cler miała równie świetny humor-dziś idziemy na zakupy.Pozwiedzacie trochę miasto.Jest naprawdę niesamowite.Mnóstwo tu świetnych sklepów.
-A czym pojedziemy-Ola zapytała babci
-Samochodem.A czym niby?
-Nie tak się pytam.-Olka usiadła do stołu.Był cały zastawiony pysznościami:słodkimi bułeczkami,miodem,mlekiem i płynną czekoladą.
Jednak przez całe śniadanie Aleksandra nie mogła się skupić na niczym, oprócz dziwnego pęknięcia w ścianie.
Po śniadaniu ubrała się w swoją ulubioną niebieską koszulkę i założyła żółtą kurtkę z futerkiem.
-Wyglądam całkiem ładnie-pomyślała, wiążąc włosy w kucyka.
Kiedy weszli do samochodu wydarzyło się coś dziwnego.Mianowicie Oli wydawało się, że przez trawnik przed domem przemknął cień śmierci.Zakapturzona postać trzymająca kose na pewno nie była wytworem wyobraźni Aleks.
-Albo całkiem zwariowałam, albo o coś w tym wszystkim chodzi.-Ola zastanowiła się-Muszę się dowiedzieć o co za tajemnice skrywa to dziwne miejsce.
Mineli wrzosowiska i rozległe pola, aż w końcu wyjechali na główną ulice.Jechali dość długo zanim wreszcie dotarli do miasta.
Było tam dużo małych i większych sklepów.Ludzie przechadzali się uliczkami wyłożonymi kamieniem.
-Jesteśmy na miejscu-babcia Cler wysiadła z samochodu rozkładając ręce-Chodź Aleksandro, a ty Piotrze możesz iść gdzie chcesz.Masz tu pieniądze.Tylko nie odchodź za daleko.O 15.00 widzimy się w tym miejscu.
Ola i pani Cler poszły jedną z kamiennych uliczek.Weszły do sklepu z złotymi zdobieniami.
Było tam naprawdę dużo pięknych rzeczy.Ola i jej babcia od razu zaczeły przeszukiwać wieszaki.
Nagle babcia Cler kogoś zobaczyła.Chwile zastanawiała się nad czymś po czym uśmiechneła się i ruszyła w stronę jakiejś rodziny.
-Witaj Mario-babcia Oli przywitała się z jakąś panią.Mówiła po polsku najwidoczniej ta pani też była Polką-To moja wnuczka Aleksandra.
-Miło mi-pani przywitała się z Olą.Podały sobie ręce.Podczas tego gestu Ola zauważyła, że ta pani ma taki sam tatuaż jak jej babcia.Maleńką czarną gwiazdkę na lewej ręce.
-Aleksandro,a to jest Pani Maria oraz jej dzieci Marek, Paulina i najstarszy Jakub.
Najstarszy chłopak stał wpatrzony w ziemie.Wyglądał jakby obwiniał wszystkich za coś złego, ale jednocześnie dało się wyczuć od niego smutek.Oli zrobiło się go szkoda.
-Dzień dobry-powiedziała tylko.Dalej zastanawiając się co takiego trapi chłopaka.
Pani Maria powiedziała coś babci na ucho.Dla jej dzieci było to najwidoczniej normalne bo nie wykazywały specjalnego zainteresowania.
Byli jednak inni niż Ola, która umierała z ciekawości.
Babcia Cler na początku wyglądała na zmartwioną.Jednak po chwili uśmiechneła się do dzieci i powiedziała.
-Jedziemy na kilkudniową wycieczkę do Londynu-babcia rozłożyła ręce-Do stolicy Wielkiej Brytanii.
Ola poczuła strach.Miasteczko tak...ale Londyn?Stolica Wielkiej Brytanii!Wielkie miasto!Jak ona,Ola,poradzi sobie w takim miejscu? Nie powiedziała jednak nic.Nikt i tak nie zrozumiałby jej niechęci.Szczególnie taka światowa osoba jak babcia Cler.
Udawała więc, że cieszy się tak jak Marek i Paulina. Kuba nie próbował nawet trudzić się udawaniem,stał z rękami w kieszeni i patrzył na posadzkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz